Nasza zastawa, moja obstawa

Nasza zastawa, moja obstawa

piątek, 29 sierpnia 2014

"Kudłaci kucharze na diecie" Paprykarz z kurczaka

Dlaczego zaczynam dzień od jedzenia? Bo wczorajszy wieczór spędziłam brzydko mówiąc przy garach ;-) Ale nie było to pod przymusem, paprykarz z kurczaka zrobiłam z największą przyjemnością i już teraz nie mogę doczekać się obiadu (pachnie i wygląda znakomicie).
Dawno nie zaglądałam do Kudłatych Kucharzy (błąd) dlatego postanowiłam to zmienić.

Książka "Kudłaci kucharze na diecie", przepis ze strony 91 i moja poranna kawa

Przepis na paprykarz z kurczaka (potrawa rumuńska) jest bardzo prosty (niech Was nie przeraża długi opis przygotowania), wszystko zrobiłam w woku (nie miałam dość głębokiej patelni).
Skusicie się?

Paprykarz z kurczaka


składniki:

- łyżka oleju słonecznikowego
- 2 średnie cebule pokrojone w półplasterki
- 12 udek z kurczaka bez skóry i kości
- 2 ząbki czosnku obrane i zmiażdżone
- 1 łyżka wędzonej mielonej papryki (lub zwykłej, jak wolisz)
- puszka krojonych pomidorów
- 400 ml bulionu z kurczaka lub z kostki rosołowej (ja ugotowałam bulion na kościach i skórze z obranych kurczaków)
- 2 listki laurowe
- suszone mieszane zioła (dowolność)
- 3 duże kolorowe papryki
- 1 łyżka skrobi kukurydzianej
- 6 łyżek kwaśnej śmietany 12%
- świeżo zmielony czarny pieprz

Przygotowanie:

Na podgrzanym oleju podsmaż cebulę aż zmięknie i nabierze koloru (6-7 minut). Przekrój każde udko na pół i dopraw pieprzem a następnie połóż je na patelni.
Smaż udka z cebulą ok. 50 6 minut aż nabiorą koloru z obu stron (było to trudne w woku). Dodaj czosnek i mieloną paprykę, wymieszaj i smaż jeszcze przez minutę. Wlej do rondla pomidory i bulion, włóż listki laurowe i wsyp zioła. Doprowadź całość do lekkiego wrzenia po czym gotuj przez 20 minut pod uchyloną pokrywką mieszając od czasu do czasu.
Kiedy warzywa będą się gotować obierz papryki z nasion i pokrój je na trzy centymetrowe kawałki. Wrzuć paprykę do rondla z kurczakiem i gotuj całość jeszcze przez 25-35 minut mieszając od czasu do czasu.
Wymieszaj skrobię kukurydzianą z wodą, gdy uzyskasz gładką pastę wymieszaj ją z daniem. Gotuj jeszcze przez 2-3 minuty aż sos zgęstnieje (cały czas mieszając).
Podawaj paprykarz przybrany kwaśną śmietaną. Świetnie smakuje z ryżem lub ziemniaczanym puree.

Smacznego!

Paprykarz z kurczaka według przepisy Kudłatych Kucharzy


Miłego dnia

M

czwartek, 28 sierpnia 2014

Mam niedzień cały tydzień

Ostatnio nie mam na nic siły, dopadła mnie taka niemoc co to dopada i nie chce odpuścić. Nic mi się nie chce (co odzwierciedla częstotliwość z jaką piszę ostatnio na blogu), przytyłam trzy kilo i tylko jadłabym czekoladę... Nawet zaczęłam brać magnez obarczając go a może jego brak w organizmie moim zdołowanym stanem, ale póki co nie ma znacznej poprawy... Jedynie płakać mi się chce i jeść, ciągle bym jadła...

Grzybek (sztuczny) na podwórku u babci Reginy

Pogoda też jakby już jesienna... Czy aby nie zbyt szybko?
Lato daj jeszcze pożyć...

Miłego dnia

M

sobota, 23 sierpnia 2014

Sałatka z fasolką szparagową i jajkiem

Dziś na szybko bo przecież czasu ciągle brak... Ostatnio zamiast obiadu robię przeróżne sałatki. Oto przepis na jedna z nich. Coś pożywnego i bardzo prostego do przyrządzenia: 

Sałatka z fasolką szparagową i jajkiem

składniki:

- fasolka szparagowa (ja użyłam żółtą)
- sześć jajek ugotowanych na twardo
- cebula pokrojona w kostkę
- pęczek natki pietruszki
- pęczek szczypiorku
- trzy łyżki majonezu
- sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:

Fasolkę szparagową (odcinam końcówki) gotuje w osolonej wodzie. Gdy wystygnie kroję ją na około centymetrowe kawałki, dodaję pokrojone w kostkę jajka i cebulę. Kroję szczypiorek i natkę pietruszki, wrzucam zieleninę dodaję majonez, solę i pieprzę do smaku. Gotowe!!!

Sałatka z fasolką szparagową i jajkiem

Dobrej nocy
M


czwartek, 21 sierpnia 2014

Jam jest matka... niepracująca!!!

Miałam dziś nie pisać, nie mam głowy do pisania...jakoś tak smutno i bezradnie ostatnio czuję się sama ze sobą... Ale jak przeczytałam artykuł dotyczący dyskryminowania matek niepracujących tz. "siedzących w domu" postanowiłam odpalić komputer!
Czy my (matki tz. niepracujące) siedzimy w domu i tylko odliczamy dni do wypłaty męża aby zaraz roztrwonić ją na bzdety? Czy leżymy i pachniemy, czy sprząta, pierze gotuje się samo?
Wiem, że co poniektórym siedzenie w domu z małym dzieckiem może wydawać się cudowne, przyjemne i absolutnie nie męczące, a kobiety które zostają w domu ze swoimi dziećmi nazywa się leniwymi, bo przecież nic nie robią ale ten który pisał o matkowaniu w taki właśnie sposób chyba nigdy nie był matką, nie obcował ze swoim dzieckiem 24/h...
Otóż matki tz. niepracujące mój drogi autorze/torko to maszyna nie do zajechania, cyborgi to kobiety pracujące fizycznie całą dobę bo gdy Ty siedzisz popijasz w spokoju kawę i wymyślasz kolejny tekst naśmiewający się z kobiet, które zrezygnowały na pewien czas z pracy zawodowej One właśnie ugotowały zupę, posprzątały mieszkanie, wyszły dwa razy z psem, przebrały trzy razy dziecko jedno a drugie dawno wywiozły do przedszkola. Jadą właśnie na zakupy z wrzeszczącym maluchem (bo temu akurat znudziło się siedzenie w wózku i chętnie by pochodził na parkingu pełnym aut) a wszyscy dookoła patrzą się na nią jak na wyrodną matkę, rzucając złowrogie spojrzenia i komentarze typu: " gdyby Pani go kochała to by nie płakał" - tekst autentyczny, jaki usłyszałam w jednym z Centrów Handlowych gdy Franio był mały.
Ale przecież Ona siedzi w domu z dzieckiem, nie pracuje...
To prawda, że czasem nie mamy czasu pójść do fryzjera (mój odrost prosi o pomstę do nieba), że wszystkie potrzeby Nasze przedkładamy nad potrzeby dzieci i męża ("Matka Polka"), że jesteśmy przez to postrzegane jako nieatrakcyjne i głupie, że rozmawiamy tylko o Naszych pociechach, praniu, sprzątaniu i gotowaniu...

Sorry taki mamy etap!

Żyjemy teraz na nieco innych obrotach... zajmujemy się Naszymi dziećmi, oddajemy im wszystko to co w Nas najlepsze... To Nasz wybór. Na wszystko inne przyjdzie czas...
Nie krytykujcie Nas za to!

Dziś mam koralowe paznokcie ( w ramach manifestu!)

Dobranoc
M

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Pyszna zupa z buraczkami

Ostatnio była u mnie moja siostra. Przyjechała do Nas na chwilkę, odebrać swoją córkę z wakacji u ciotki klotki ;-)
Iza (bo tak ma na imię moja siostrzenica) to już panienka, ma czternaście lat, długie czarne włosy ( po tacie) i wielkie brązowe oczy (to też po tacie).  Traktuję ją jak siostrę i chociaż powinna do mnie mówić ciociu zwraca się do mnie po imieniu, lubię ją, lubię z nią przebywać, troszkę przypomina mi mnie gdy byłam w jej wieku...
Ach... ta młodość...
Moja siostra przywiozła warzywa ze swojego ogródka i zdradziła przepis na pyszną z nich zupę, którym się z Wami podzielę:

Zupa z buraczków:


składniki:

- porcja rosołowa (albo dwa udka z kurczaka)
- 8 młodych buraczków pokrojonych w półplasterki
- garść łodyg młodych buraczków pokrojonych jak do chłodnika
- 6 młodych marchewek pokrojonych w półplasterki
- trzy ziemniaki pokrojone w kostkę
- trzy ziela angielskie
- dwa liście laurowe
- sól
- pieprz
- cukier
- sok z połowy cytryny (albo jabłko do zakwaszenia)


Przygotowanie:

Ugotowałam rosół z zielem angielskim i listkiem laurowym, wrzuciłam pokrojone ziemniaczki, podgotowałam chwilę, wrzuciłam marchewkę i buraczki, podgotowałam wszystko posoliłam popieprzyłam. Gdy buraczki były miękkie dodałam sok z połowy cytryny (jeżeli używasz jabłka to pokrój je w ćwiartki i bez gniazd nasiennych ale ze skórką wrzuć do zupy), pokrojone łodygi buraczków i cukier do smaku. Wszystko jeszcze chwilkę podgotowałam.
Gotowe!
Zupę na talerzu zabieliłam śmietaną. Dodałam mięsne uszka aby zupa była bardziej konkretna.
Dzieci się zajadały ;-)

Zupa z buraczkami, marchewką i ziemniakami


M

piątek, 15 sierpnia 2014

Uwaga!!! Mole w jemiole!!!

Jemiołę kupujemy co roku na Święta Bożego Narodzenia, trzymamy ją zawsze do kolejnych świąt i gdy przychodzi Wigilia spalamy ją w kominku u babci... na jej miejsce przychodzi nowa piękna i zielona jemioła, z wieloma białymi kulkami. To taki Nasz zwyczaj, jednak w tym roku będzie inaczej...
Od mniej więcej dwóch tygodni po Naszym mieszkaniu latają mole, te czarne - spożywcze. Co dziwne nie latały w kuchni ale w salonie, przedpokoju i innych dziwnych (małomolowych, tak sądzę) miejscach. Przeszukałam całą szafkę z produktami suchymi (tj. cukier, mąka, kasze itp.) ale nie znalazłam śladu mola (od czasu epidemii molowej jaką miałam na Bemowie wszystkie produkty sypkie przesypuje na bieżąco do szczelnych przeźroczystych pojemników).
Nic..., dziwne..., przecież muszą gdzieś żyć na czymś żerować...?
Wczoraj w końcu wróciłam z miasta z łapką na mole spożywcze i wtedy zauważyłam trzy sztuki siedzące na ścianie w kącie salonu, pokazałam mężowi a ten od razu spojrzał i powiedział:
-"Madzia porusz jemiołą" (wianek z suchej jemioły leżał na regale pod szkodnikami).
Z wianka wyleciały kolejne trzy mole. Nie mieliśmy litości! Wianek z jemioły zapakowaliśmy w szczelny plastikowy worek i ten powędrował na śmietnik. Nie przypuszczałam, że gadziny mogły się tam zalęgnąć i żyć w najlepsze podczas gdy my dostawaliśmy szału!!!
A pułapki na mole spożywcze w szafkach rozwiesiłam (tak na wszelki wypadek ;-)

Mieliście kiedyś mole? Mam wrażenie, że tylko ja i tylko w moim domu panoszą się bez końca...

Daffka

Miłego długiego weekendu!!!

M

środa, 13 sierpnia 2014

Makaron z łososiem i brokułami

Gdybym mogła jadłabym go codziennie, niestety w mojej rodzinie je go tylko Janek i ja (czasem Franio) dlatego gości na Naszym stole dosyć rzadko...
Przepyszny i bardzo prosty do zrobienia, oto przepis na...

Makaron z łososiem i brokułami 


produkty:

- filet z łososia
- brokuły
- kubek śmietany 12%
- cytryna
- pieprz i sól do smaku
- dwie łyżki masła

Przygotowanie:

Pokrojonego w kostkę łososia podsmażam na maśle, skrapiam rybę sokiem z połowy cytryny. W garnku w osolonej wodzie z dodatkiem łyżeczki cukru gotuję brokuły. Ugotowane warzywo wrzucam na patelnię do łososia, podsmażam przez chwilę, wlewam śmietanę, solę i pieprzę do smaku. Chwilkę trzymam na ogniu. Wykładam na ugotowany makaron. 
Smacznego!

Makaron z łososiem i brokułami

To co jutro jecie na obiad?

M







Mądrości Franciszka

Muszę to zapisać, bo pamięć krótka i co nie spisane odchodzi bardzo szybko w niepamięć...
Jedziemy samochodem i mój starszy syn Franek ni z tego ni z owego pyta tatę:
- "Tato jak umrzesz ten samochód będzie mój, prawda?"
Zamurowało Nas a później parsknęliśmy oboje śmiechem.
- "Tak synku, będzie Twój" - odpowiedział zmieszany tata.
- "albo Janka" - dodałam

Skąd On bierze takie teksty? Ostatnio coraz częściej zaskakuje mnie/Nas swoim błyskotliwym (jak na pięć lat) językiem (po tatusiu ;-)
Franek, Nasz niesamowity Spider-Man (plac zabaw po drodze do Gdańska)


M

Diabelski Młyn w Gdańsku

Cały czas wspominam Nasze wakacje...
Franio od kiedy zobaczył wielkie koło górujące nad miastem nie mógł się doczekać kiedy do niego wsiądzie, męczył Nas strasznie:
- "Tato kiedy pójdziemy na Diabelski Młyn?"
- "Mamo czy idziemy na Diabelski Młyn"
- "Mamo a czy młyn jest stworzony przez diabła?"
- "...nie synku"
-  "To dlaczego jest diabelski?"
- "..."

Diabelski Młyn w Gdańsku, lato 2014

Miałam wątpliwości czy wsiadać tam z Jankiem, w końcu późno i chłopak ma dopiero 18 miesięcy, nie wiadomo jak zareaguje, no i przede wszystkim Ja, przecież mam lęk wysokości (postępujący z wiekiem, co zauważyłam) ale  w końcu zdecydowałam się... 
Janek wrzeszczał wniebogłosy gdy staliśmy w kolejce do wagonika (kolejki gigantyczne od rana do nocy) ale gdy tylko weszliśmy i drzwi się zamknęły Janek zaniemówił... Uspokoił się, wyciszył...wystraszył????...
Diabelski młyn zrobił z Nami pięć okrążeń (pierwsze było najgorsze, później z każdym kolejnym wszyscy luzowali, słychać było coraz głębsze Nasze oddechy, ale nie odważyliśmy się rozbujać wagonika (jak co poniektórzy)... Przepiękne widoki, światła, turyści jak mrówki i dźwig bungee, który jak się okazało był jeszcze wyżej niż my....(na to nie dałam się namówić, w końcu byłam w sukience ;-P)
Czy wsiadłabym jeszcze raz? Pewnie nawet teraz ;-)

Zdjęcie zrobione przed jazdą Diabelskim Młynem


Ps. ...kolejki aby wsiąść na Diabelski Młyn są tak duże, że cena biletów proporcjonalnie wzrosła z 25 złotych (osoba dorosła) do 35 złotych. Dziecko do wysokości 140 cm pojedzie za 15 złotych a maluchy do drugiego roku życia pojadą za darmo ;-)

Szkoda, że Diabelski Młyn ma się zwinąć razem z zakończeniem Jarmarku św. Dominika, naszym zdaniem to rozświetlone koło wkomponowało się w miasto idealnie!!! Powinno tu zostać na zawsze! ;-)

Pozdrawiam
M



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Nasze Wielkie Gdańskie Wakacje!

Wróciliśmy ;-) Nasze wielkie Gdańskie wakacje uważam za zakończone...
Było jak zwykle przepięknie, pogoda dopisała tylko turystów wielu, zbyt wielu... Nie są to tylko niemieccy turyści (których w Gdańsku zawsze było pełno) ale cała Skandynawia, tłumy Norwegów, Rosjan z obwodu Kalingradzkiego (bo u Nas taniej) a nawet Portugalczycy i Hiszpanie (w tym roku w Polsce cieplej niż na południu Europy). Jarmark Dominikański wspaniały, można tu kupić wszystko ;-) w większości niestety made in China, ale jest też mnóstwo rękodzieła, biżuterii z bursztynem i przysmaki z każdego zakątka świata. Nasi przyjaciele z Gdańska (z którymi co roku spędzamy Nasze Wielkie Gdańskie wakacje) twierdzą, że prawdziwi Gdańszczanie w wakacje uciekają z miasta bo jest tu tylu turystów, że nie da się normalnie żyć, wszędzie impreza ;-) Coś w tym jest, za każdym rogiem knajpa z kolorowymi leżaczkami, zimnym piwem i drinkami, muzyka miesza się  w powietrzu a tu przecież trzeba pracować...
Jak żyć?

Gdańsk to jedyne miasto w Polsce do którego z dnia na dzień mogłabym się przeprowadzić, piękny, stary i blisko morza...
 zazdroszczę mamom z dziećmi, które na codzienny spacer chodzą promenadą nadmorską...
Pewnie gdybym tam mieszkała (jak Nasi przyjaciele) nie lubiłabym piasku plażowego, który dzisiaj uwielbiam, nie jadałabym ryb, którymi się zajadam, a nawet nie chodziłabym nad morze (no bo ile można....) a jako dziecko nie łapałabym żab na podwórku  ale niegroźne bałtyckie meduzy ;-)

Wczesny ranek, widok na Stare Miasto, z lewej Diabelski Młyn po prawej wieża Kościoła Mariackiego, lato 2014

Widok na Gdańskie Stare Miasto, lato 2014

Do zobaczenia w przyszłym roku...

M


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Dzień jak co dzień? Czy aby na pewno?!

Spędziliśmy dzisiaj wyjątkowo fajny dzień. Był basen, piaskownica, cztery koty i dwa psy, trzech małych rozrabiaków (czwarty w brzuszku mojej N.) ulubione tiramisu i huśtawka, którą huśtaliśmy się do samego nieba ;-)
A wszystko to dzięki mojej N, która zadzwoniła wczoraj i niepewnym głosem spytała: "może byście przyjechali do mnie jutro, zostaje sama z dzieckiem mojej siostry... przydałoby Nam się towarzystwo..." Kochana, nie musisz długo Nas prosić, pewnie, że tak!!!

Jako, że nie lubię tak z pustymi rękoma a w lodówce miałam serek mascarpone przygotowałam z samego rana tiramisu oczywiście według mojej ulubionej (bardzo prostej i co najważniejsze bez jajek) receptury z bloga kulinarnego White Plate (kto jeszcze go nie zna musi koniecznie tam zajrzeć).
Dzielnie pomagał mi Janek ;-)

Robimy z Jankiem tiramisu

Najlepsze tiramisu pod słońcem (przepis blog White Plate)

Mam nadzieję, że tym tiramisu odwdzięczyłam się chociaż troszeczkę za cudowny dzień i wszystkie atrakcje jakie Nam zapewniłaś moja droga N ! ;-*

 Love you !

A gdybym miała zilustrować dzisiejszy dzień?... wyglądałby on tak...

Janek i jego zabawy w piasku

Franek i jego zabawy w wodzie

Daffi i jej zabaw z kotami nie sfotografowałam, koty zbyt szybko uciekały a sunia biegając za nimi rozwaliła sobie paznokieć ;-/ (musiałam interweniować...)

Nasze huśtanie

Teraz gdy piszę tego posta Janek śpi (od 18.00, a Franio spędza ostatnie chwile poniedziałku przy tablecie grając w grę pt. jestem krową i jeżdżę autobusem, nie pytajcie... ;-). Właśnie spadł deszcz a niebo rozświetlają błyskawice, po parunastu dniach upału to miła odmiana, przynajmniej na razie... Mam jednak nadzieję, że nie będzie padało cały tydzień gdyż mamy zamiar wyjechać w końcu na krótkie ale jakże wyczekane wakacje... 

hmmmm.... czy aby kolejny raz rozczarujemy się Naszym polskim morzem ...?
Synoptycy twierdzą, że jeszcze ten tydzień ma być ładny, ale ja  nie do końca wierzę synoptykom...

Dobrej nocy

M






niedziela, 3 sierpnia 2014

Czemu Golden Retriever tarza się w kupach?

Czy Wasze psy też tarzają się w kupach?
Ja już naprawdę nie mogę... Ręce opadają...
Nasza roczna goldenka robi to notorycznie... Już myślałam, ze wyrosła, że zmądrzała bo ostatnio jej się nie zdarzało a tu...
Masz babo placek... Daffi postanowiła Nam przypomnieć o tym, że kupy to jej żywioł, jej nałóg, silniejszy od perspektywy kary...
A zaczęło się to tak...

W poniedziałek zmęczona upałem w mieście postanowiłam (ku radości męża) wyjechać na wieś. Zapakowałam dzieci, psa, całą torbę lekarstw (Janek dostał gorączki) i ruszyliśmy w drogę... U mamy byliśmy około 15.00, temperatura na zewnątrz cały czas ponad trzydzieści stopni...masakra...

Gdy wysiedliśmy z samochodu (ku niezadowoleniu mamy, że z psem) dostałam przestrogę od mamy, żebym uważała na Daffi bo nawiozła swoje kwiaty obornikiem (dla niewtajemniczonych; kupami krów), pomyślałam; przecież sunia się już nie tarza, machnęłam ręką i weszłam do domu aby wnieść rzeczy. Nie było mnie trzy minuty, gdy wyszłam na podwórko zobaczyłam moją psinę....

Golden Retriever wytarzany w kupie (jestem Goldenem i wszystko mi wolno ;-P)

Czemu ten piękny psiak ma potrzebę tarzania się w odchodach?!!!! Myślałam, że ją zabiję... Jak mogła!!! ;-/ Zawiodłam się... Kara była okrutna i długa...  Po tym jak ją wyprałam i skrzyczałam zdzierając sobie gardło musiała odpokutować przywiązana do drzewa... 

Pies podczas kary

Zawiodłam się na niej... 
Pocieszające jest to, że sunia przez kolejne pięć dni nie zrobiła mi już takiego numeru ;-)

Co robicie gdy Wasz pies wytarza się w kupie? 
Czy to jej przejdzie z wiekiem?

Pozdrawiam wakacyjnie

M