Nasza zastawa, moja obstawa

Nasza zastawa, moja obstawa

poniedziałek, 2 marca 2015

Uwaga Kleszcze!

Nie wiem, ale gdy byłam dzieckiem biegałam po lasach, łąkach sadach i nigdy ale to nigdy nie widziałam na oczy kleszcza. A przecież bawiłam się z psem podwórkowym, wchodziłam do jego budy i udawałam, że to mój domek, hodowałam koty i przenigdy nie zetknęłam się z tym obrzydliwym pajęczakiem.
Czy to możliwe, że kleszcze pojawiły się niedawno?
A może to wina niewypalanych łąk i suchych traw, siedlisk tego potworzastego małego krwiopijcy...? Zapewne coś w tym jest...
Piszę o kleszczach ponieważ w sobotę mój mąż wziął Daffi na spacer, piękna "wiosenna" pogoda sprzyjała wyprawom w podmiejską dzicz na tzw. pola (tereny nieuprawiane, nad rzeką, zarośnięte i całkiem niedaleko.) Gdy wracał zdjął z Naszej suni sześć kleszczy, ja w domu wiskając psa zdjęłam cztery kolejne (na szczęście pajęczaki nie były wbite, ale zakopane w grubej sierści Goldenki).
To, że kleszcze nie były wbite jest też zasługą dobrej obroży przeciw pchelno-kleszczowej, dzięki niej pasożyty są otępiałe i nie wiedzą co robić, gdzie i jak się wbić...aż w końcu zasychają ... (tak, tak parę razy znaleźliśmy w sierści Daffi zaschnięte osobniki).

 Za jakiś czas zawołał mnie Franio:
-"Mamo pająk chodził mi po ręku, jest na kanapie!!!"
Wiedziałam co to oznacza...kleszcz w domu... to prawie tak jak wąż w domu, nigdy nie wiesz kiedy zaatakuje!
Szybko znalazłam pajęczaka, zabiłam i utopiłam w toalecie...
Tego brakowało, zabrałam się do przeglądania dzieci i odkurzania (żeby w razie czego wciągnąć kleszcza do odkurzacza)  Daffi była jeszcze wiskana ze trzy razy, czysto, odetchnęłam z ulgą...



Uważajcie, jest ciepło i sucho, idealne warunki dla wygłodniałych kleszczy...

Spacer 

Miłego dnia

M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz