U mnie nie obyło się bez dramatów... wczoraj pojechałam na ostatnie zakupy (bo chrześniak roczek kończy i na tort zaproszono więc z pustymi rękoma nie wypada), więc do sklepu, po zabawkę fruu...
Pojechałam, upolowałam wracać chcę bo małż wisi na słuchawce, podchodzę do auta szukam kluczyków i nagle zrobiło mi się tak gorąco jak w lipcu w samo południe...
Zgubiłam kluczyki do samochodu... Ale jak to możliwe przecież z mojej torby nic nie jest w stanie się samo wydostać, moja torebka jest jak głęboki worek z prezentami... a jednak przeszukałam ją dziesięć razy ...nic...
Pobiegłam do sklepu przerażona szukając kluczyków pomiędzy półkami, na podłodze, w tym przedświątecznym tłumie... kluczyków nie znalazłam...
Bałam się też, że ktoś znalazł kluczyki przy samochodzie i gdy oddale się od niego po prostu otworzy drzwi i nim odjedzie...
Szukać kluczyków czy pilnować auta? Rozterki matki przed sklepem...
Mąż przyjechał z odsieczą, z kluczykami w zapasie i chłopcami z tyłu, było już ciemno...
Mój szybki wypad po zabawkę zamienił się w trzygodzinną wyprawę pełną łez i zgrzytania zębów...
Czy Wam też zdarzają się takie okropności zawsze wtedy gdy najmniej się tego spodziewacie?!
Czasami mam wrażenie że to wszystko przytrafia się tylko mi...
Wesołych i spokojnych Świąt Wielkiej Nocy !!!
Pozdarwiam...
M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz